Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Nie potrafiłabym żyć w ciszy, często mam wrażenie, że dopiero słysząc konkretne dźwięki potrafię nazwać i zrozumieć uczucia, które we mnie siedzą. Drżę przy dźwiękach smyczków, uspokajam się przy dźwiękach pianina, serce mi mocniej bije przy dźwiękach saksofonu, o tym co potrafi zrobić ze mną głęboki męski wokal nie będę pisać ☺. Muzyka to pasja, równie ważna dla mnie jak fotografia, wypełnia moje żyły sensem.
Marzyła mi się sesja artysty przy zachodzącym słońcu. Mam słabość do ostatnich promieni dnia na twarzy, do odblasków, które tworzą na tafli wody, magia jest wtedy na wyciągnięcie ręki, słychać jej śpiew w szeleście liści.
Viktoriya pojawiała się już przed moim obiektywem dwa razy. Za każdym razem w innej odsłonie. Tym razem spotkałyśmy się by spełnić jej i moje marzenie. Viktoriya jest skrzypaczką, możecie posłuchać jak gra wybierając się na koncert do Filharmonii w Olsztynie. Ja miałam okazję posłuchać jej na łonie natury, w towarzystwie łabędzi, drzew, wiatru i tych ostatnich promieni dnia. Mimo zimna i mocno marcowej aury grała naprawdę pięknie. Bosko było!
Muzyka: Ólafur Arnalds – Ljósið